Melodie powoli otworzyła oczy. Bolała ją głowa, a całe ciało
miała dziwnie odrętwiałe. Próbowała się poruszyć, lecz odkryła, że ktoś związał
jej ręce i nogi. Mogła tylko leżeć na zimnej, wilgotnej podłodze i powoli
dochodzić do siebie.
Nic nie widziała. Dookoła niej panowała prawi całkowita
ciemność. Jedynie mała, przyczepiona do ściany, pochodnia dawała odrobinę
światła. Tylko tyle, by dziewczyna była wstanie zobaczyć wyblakłe rysunki na
skalnej ścianie, pod którą leżała.
Czarodziejka zacisnęła powieki i szarpnęła się mocno,
próbując uwolnić się z więzów. Nic to jednak nie dało. Spróbowała jeszcze raz.
Tym razem sznury zostały jakby delikatnie poluzowane. Zadowolona z efektów,
kontynuowała działanie. Z każdą kolejną chwilą miała wrażenie, że zbliża się do
wolności. Już prawie skończyła, gdy nagle usłyszała czyjś głos.
─ Nie szarp się tak, to i tak nic nie da.
Obok niej zapłonęły dwie kolejne pochodnie, a w kręgu
światła pojawił się niewysoki mężczyzna. Ubrany był w długą pelerynę, a na twarzy
miał czarną nieprzeniknioną maskę.
─ Za każdym razem, kiedy będziesz miała wrażenie, że już
prawie skończyłaś, te liny zacisną się dwukrotnie mocniej – powiedział
beznamiętnym tonem. Melodie spojrzała na niego ze strachem.
─ Kim jesteś? – wyszeptała już nie próbując się oswobodzić.
Nie mogła dostrzec jego twarzy, maska skutecznie ją
zasłaniała. Mogła sobie tylko wyobrazić jaka jest bezwzględna, pozbawiona
uczuć. Zacisnęła oczy mając nadzieje, że to tylko koszmar, z którego zaraz się
wybudzi.
Nieznajomy popatrzył na nią drwiącym wzrokiem po czym powoli
podszedł do niej. Białą rękawiczką delikatnie musnął jej policzek. Dziewczyna
zadrżała. Znów zaczęła się szarpać próbując oswobodzić się z więzów.
─ Niektórzy mówią mi Alastor─ odpowiedział w końcu, odwracając
się. – Mam nadzieje, że zechcesz ze mną współpracować. Nie lubię
nieposłuszeństwa.
Melodie spuściła wzrok. Bała się, tak strasznie się bała.
Nie wiedziała co robić, od dawna nie była tak bezradna. Próbowała się
przemienić, ale była zbyt słaba. Czuła jak przerażenie wypełnia ja od wewnątrz,
jak dostaje się do każdej komórki jej ciała. Pojedyncze łzy spływały po jej
policzkach. Czuła się taka bezsilna. Pierwszy raz nie było koło niej nikogo kto
powiedziałby jej co ma zrobić, jak się zachować. Nawet podczas ucieczki w góry,
miała koło siebie starsze dzieci, które w razie czego mogły jej pomóc. Teraz
nie miała nikogo.
─ Oh, nie musisz się mnie bać . – Mężczyzna zbliżył się do
niej. Czuła jego zimny oddech, mogła przyjrzeć się pozbawionym uczuciom oczom,
czarnej masce lśniącej w świetle pochodni.
─ Czego chcesz? – wydusiła drżącym głosem. Nieznajomy
zaśmiał się szyderczo. Odsunął się od czarodziejki i machnął ręką. Z cienia
wyłoniło się dwóch oprychów. Mieli brudne odarte ubrania, ich włosy były tłuste
i rozczochrane, a niektóre zęby połyskiwały złotem. Melodie z trudem rozpoznała
w nich tych samych ludzi na których natknęła się w muzeum. Wtedy wydawali się
być bardziej… eleganccy.
─ Rozwiążcie ją! – Złodzieje posłusznie uwolnili dziewczynę.
Mel rozmasował zdrętwiałe nadgarstki. Czuł jak krew dopływa do tych części
ciała, do których wcześniej nie miała dostępu. Delikatnie zakręciło jej się w
głowie.
─ Więc…?
Trochę pewniej spojrzała na Alastora. Ten tylko złożył ręce
i zaczął jej się uważnie przyglądać. Dziewczyna była coraz bardziej
zniecierpliwiona. Spróbowała użyć swojej mocy, ale coś skutecznie jej w tym
przeszkadzało. Miała wrażenie, że wokół niej ktoś wyczarował barierę blokującą.
─ Nawet nie próbuj – odezwał się w końcu Alastor. ─ Jeden z przedmiotów, które są w tej jaskini,
promieniuje tak silną aurą magiczną, że blokuje każdy inny przejaw mocy.
Dziewczyna zacisnęła ręce.
─ Co mam zrobić byś mnie uwolnił? – wysyczała próbując grać
na zwłokę. Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie. Miała wrażenie, że przez chwilę
w jego brązowych tęczówkach mogła dostrzec coś na kształt… zainteresowania?
Ciekawości? A może było to tylko złudzenie?
─ Nic specjalnego? – Alastor wzruszył ramionami. – Jedynie
odrobinę pomożesz mi swoją magią. Przecież chyba to robią czarodziejki?
Pomagają?
Melodie powoli kiwnęła głową. Miała nadzieje, że uda jej się
uciec za nim będzie musiała użyć swoich mocy. Nawet nie chciała myśleć co może
się stać jeśli pomoże mężczyźnie.
─ To co? Przystajesz na taki układ.
─ Tak – wyszeptała.
Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
***
W gabinecie dyrektorki Alfei, panowała ogólne poruszenie.
Trzy uczennice stały przed biurkiem dyrektorki i wpatrzone w czubki swoich
butów, próbowały wymyśleć co mają powiedzieć. Ojciec Melodie chodził tę i z
powrotem. Na jego twarzy wymalowane było zdeterminowanie i chęć podjęcia
natychmiastowego działania. Zupełnie
inaczej zachowywała się dyrektorka. Siedziała spokojnie za swoim biurkiem,
głowę oparła na złożonych dłoniach, a oczy miała lekko przymknięte.
Zastanawiała się co morze zrobić w takiej sytuacji. Od wielu lat w Magix
panował względny spokój. Dawne potyczki z potężną czarną magią poszły w
zapomnienie, zatarły się w pamięci mieszkańców.
─ Coś musimy zrobić! – Donośny głos Riven’ a głucho
rozbrzmiał w pomieszczeniu. Moon wzdrygnęła się mimowolnie. Coraz bardziej bała
o przyjaciółkę, a zdeterminowanie pomieszane z rozpaczą, jakie prezentował były
specjalista, wcale jej nie pomagały.
─ Za wiele nie możemy – westchnęła dyrektor Athena.
Wydawałoby się, że do tej sprawy podchodzi w sposób zimny i bezuczuciowy. A to
jeszcze bardziej denerwowało Moon. Chciała żeby ktoś jak najszybciej podjął
jakieś kroki. Była w stanie sama ruszyć na szukanie Melodie, choć by miała
przeszukać każdą planetę w tym wymiarze, centymetr po centymetrze.
─ Ale na pewno jest
jakieś wyjście! – krzyknęła Rose. Pierwszy raz coś aż tak bardzo, wytrąciło ją
z równowagi. Zawsze spokojna i opanowana, teraz była równie podenerwowana jak
jej przyjaciółki.
─ Policja zajmuje się tą sprawą. Poszukują ludzi którzy
mogli widzieć Melodie, sprawdzają kamery monitoringu. Jedyne co możemy teraz
zrobić, to czekać cierpliwie.
Spokojny głos profesorki tylko rozdrażnił dziewczyny.
Zresztą nie tylko je. Riven prychnął pogardliwie po czym opuścił pomieszczenie
nie żegnając się nikim. Przecież nie mógł spokojnie czekać, kiedy jego jedyna
córka jest w niebezpieczeństwie.
Czarodziejki pożegnały uprzejmie dyrektorkę po czym szybko
opuściły gabinet. Nie wiedziały co powiedzieć. Z jednej strony buzowały w nich
emocje, chciały natychmiast rzucić wszystko i ruszyć na poszukiwanie
przyjaciółki. Z drugiej strony… Żadna z nich nigdy nie musiała naprawdę
walczyć. Zdobycie Charmixu nie wymagało prawdziwej walki, a pojedynki w Alfei
były kontrolowane i przemyślane. Paradoksalnie tylko Melodie miała do czynienia
z prawdziwą wojną, strachem, cierpieniem. A teraz znów musiała się z tym
zmierzyć.
Dziewczyny wyszły na zewnątrz. Musiały dokładnie omówić
sprawę, przedyskutować wszystkie rozwiązania. A wszyscy dobrze wiedzą, że
najlepiej myśli się na powietrzu.
─ Musimy coś wymyśleć! – Moon usiadła na jednej z ławek i
schowała twarz w dłoniach. Sofia popatrzyła na nią smutnym wzrokiem. Dla niej
też była to nowa sytuacja i zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Dlatego też
nie powiedziała nic.
Rose za to czuła, ze muszą coś zrobić. Zaczęła intensywnie
myśleć, analizować sytuacje. Musiała wpaść na jakiś pomysł. Oczyściła swój
umysł, postarał się by jej myśli były zimne i logiczne. Skupiła się na tym co
umie najlepiej. Dokładnie zastanowiła się nad każdą opcją, rozważyła wszystkie
argumenty za i przeciw.
Jej rozmyślnie przerwało wesołe pokrzykiwanie. Odwróciła się
by sprawdzić kto jej przeszkadza. Zmarszczyła czoło gdy zobaczyła specjalistów
idących w ich kierunku.
─ Witam szanowne panie! – Jake ukłonił się nisko prawie
upuszczając trzymany w ręce kask. Moon popatrzyła na niego zmęczonym wzrokiem.
Nie mogła zrozumieć jak mógł się uśmiechać w takiej chwili, jak mógł żartować.
─ Czego chcesz, Jack? – zapytała opierając się o oparcie
ławki.
─ Jak to czego? – prychnął specjalista. – Ja i moi
przyjaciele mamy zamiar wam pomóc w odnalezieniu Melodie.
─ A kto powiedział, że będziemy jej szukać? – Rose wyglądała
jakby zaraz miała wybuchnąć. Nie lubiła gdy ktokolwiek mówił jej co ma robić
lub jak się zachować. Zawsze robiło wszystko na przekór innym.
─ Za dobrze was znamy by uwierzyć, ze usiedzicie spokojnie –
Obok Jack’ a pojawił się Rayan. Jak zwykle wpatrywał się w otwarty laptop,
który trzymał. Stukał zawzięcie w klawiaturę co chwile poprawiają co zsuwające
się z nosa okulary.
─ To skoro jesteście tacy mądrzy to powiedzcie jak niby
zamierzacie to zrobić.
─ Odkryłem ostatnio coś bardzo ciekawego – zaczął Rayan. –W
tedy kiedy park zaatakowały roboty, z jednej z prywatnych kolekcji zniknęła
srebrna włócznia króla Serana, a wczoraj ktoś ukradł z miejskiej biblioteki
zwój należący kiedyś do doradcy władcy – wielkiego czarnoksiężnika Anfardesa.
─ Myślisz, że te kradzieże i zniknięcie Melodie są w jakiś
sposób powiązane? – Dotychczas załamana Moon teraz nagle odzyskała nadzieje.
─ Nie wiem, ale to już jest jakiś trop. – Chłopak wzruszył
ramionami.
Przyjaciele zaczęli analizować sytuacje. Dyskusja była
głośna i przyciągała uwagę pozostałych uczennic. Wokół nich zaczął się zbierać
spory tłumek. Niektórzy już po chwili odchodzili nie próbując zrozumieć o czym
jest ta rozmowa, inni stali nadal oczekując jej końca.
─ Jeśli mogę coś dodać… ─ Sofia próbowała się wtrącić. Nikt
jej jednak nie słyszał. Spróbowała jeszcze raz. Nadal żadnej reakcji. – Hej! ─
krzyknęła w końcu. Wszyscy momentalnie ucichli. Dziewczyna miała wrażenie, że
zaraz zapadnie się pod ziemię. Dopiero po paru sekundach zdołała z siebie
cokolwiek wydusić.
─ Czytałam o tych dwóch artefaktach. I wiem, że są bardzo
niebezpieczne. Jednak wiem też, że mogą nas zaprowadzić do Melodie. Ale
dokładne informacje są w bibliotece. – Przez te parę sekund kiedy mówiła, cała pewność
siebie jaką mała, a miała jej niewiele, zdołała się ulotnić. Pod sam koniec
chciała już tylko uciec przed wzrokiem wszystkich wkoło i schować się pod
łóżkiem.
─ No to na co jeszcze czekam! – Moon klasnęła wesoło. –
Idziemy do biblioteki!
***
Waves stał przed budynkiem teatru i z niecierpliwieniem
rozgląda się na boki. Już dziesięć minut temu powinien pojawić się Lee by
przekazać mu jakieś nadzwyczaj ważne informacje. Przez telefon nie chciał
powiedzieć o co chodzi.
─ Przepraszam za spóźnienie, ale profesor Riven znów
przedłużył zajęcie.
Waves wzdrygnął się mimowolnie gdy usłyszał za sobą głos
specjalisty.
─ Więc o co chodzi? – zapytał odwracając się na pięcie. Lee
westchnął głęboko. Przez chwilę milczał próbując znaleźć słowa, które pomogą mu
wyjaśnić z jakim problemem przychodzi.
─ Melodie zniknęła─ powiedział w końcu nie patrząc Waves’
owi w oczy.
Przez chwilę czarodziej miał wrażenie, że się przesłyszał.
Dopiero po paru sekundach dotarły do niego słowa chłopaka. Przed oczami stanęła
mu uśmiechnięta twarz czarodziejki, miał wrażenie, że słyszy jej śmiech. Czuł
ogromna gulę, która utkwiła w jego gardle. Nie mógł zaprzeczyć, że przez te
parę dni Melodie stała się dla niego kimś ważnym. Nie mógł tylko zdefiniować
kim dokładnie.
─ Co mogę zrobić? – Jego głos drżał.
─ Musisz nam pomóc ją odnaleźć.
***
Wysoka kobieta o długich rudych włosach stała na środku
kamiennego kręgu. W prawej dłoni trzymała długą włócznię ze srebrnym ostrzem z
wyrytymi na niej runami. Takie same ktoś wykuł w skałach dookoła niej.
Kobieta powoli podeszła do jednej ze skał. Przejechała
opuszkami palców po wyrytej inskrypcji mrucząc coś pod nosem. Za każdym razem
gdy dotykała jednego z runów, od rozbłyskał delikatnym światłem by po chwili
zgasnąć.
Uśmiechnęła się pod nosem. Wszystko szło zgodnie z planem.
Cofnęła się do środka kręgu. Teraz musiała zrobić najważniejszą rzecz.
Odwróciła włócznie i z całej siły wbiła ją w ziemie. Jasne promienie światła
wydobyły się z podłoża i uformowały cos na kształt kręgu. Zerwał się silny
wiatr. Wokół niej wirowała ziemia pomieszana z liśćmi. Zapanował chaos. Maga
wydobywała się z każdego z siedmiu głazów. Runy lśniły oślepiającym blaskiem.
Kobieta recytowała skomplikowane zaklęcie nie zważając na otoczenie. Weszła w
trans, też nic nie mogło jej przeszkodzić.
W końcu wszystko ustało. Zapanowała cisza. Jeden z głazów
odsunął się ukazując przejście do podziemnego grobowca. Kamienne schody
prowadziły w ciemność.
Lecz ona nie bała się mroku. Trzymając włócznie przed sobą,
zeszła pod ziemię. Na początku nic nie widziała, ale wystarczyło tylko, ze
musnęła ostrzem o ścianę, a zapaliły się pochodnie. Trafiła do ogromnego
grobowca. Na pokrytych złota farbą ścianach wymalowano sceny przedstawiające
wojny i triumfy starożytnych plemion. Na środku, na kamiennym podwyższeniu
leżał szkielet wodza. Pojedyncze skrawki kiedyś pięknych szat, zwisały smętnie
ze spróchniałych kości. Na pożółkłej czaszce lśniła piękna, złota korona
wysadzana klejnotami. Była niesamowicie cenna, a zarazem niebezpieczna. Sprawiała,
że każdy centymetr ciała właściciela, płonął żywym ogniem i był zabójczy dla
wszystkich, którzy próbowali go dotknąć.
Kobieta pewnym krokiem podeszła do zwłok. Powoli podniosła
włócznie i uważnie wsunęła ją między czaszkę i koronę. Następnie jak najdokładniej
zdjęła magiczny przedmiot z głowy jego prawowitego właściciela.
Chwyciła ją delikatnie. Miała wrażenie, że potęga tkwiąca w
koronie wypełnia ją od środka. Czuła całą magie jaką skrywał grobowiec.
Schowała koronę do przewieszonej przez ramię skórzanej torby
po czym szybkim krokiem opuściła podziemia. Gdy tylko znalazła się na
powierzchni wejście do komnaty zniknęło. Wszystko znów wyglądało tak jak przed
jej przybyciem. Panował spokój i cisza.
Jednak nic już nie miało być takie samo. Jej zadanie zostało
wykonane. A to oznacza, że niedługo na świecie zapanuje chaos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz